Zniechęciłam się do koleżanki Drukuj Email
Wpisany przez Alina   
piątek, 18 grudnia 2009 17:29

Zniechęciłam się do koleżanki

Moja koleżanka, Iwona, chcąc mi pomóc ofiarowała się (jak to nazwała) towarzyszyć mi na spacerach z moim rocznym wnuczkiem. Chętnie na to zgodziłam się, gdyż te spacery trochę mnie nudzą. Spodziewałam się, że będziemy sobie nieszkodliwie plotkować, od czasu do czasu zachwycając się moim Stasiem.

Nic z tych rzeczy!

Moja koleżanka Iwona, która nie ma wnuków, postanowiła, że przez cały spacerek będzie mnie pouczać. Wyglądało to tak:

Wyciągnęłam torebkę z bułeczką i zaczęliśmy karmić gołębie. Staś rzucał okruchy, a gdy zleciało się stado ptaków biegł w ich stronę rozpędzając je.

- I ty mu na to pozwalasz? – oburzyła się Iwona. – Przecież to bez sensu! Najpierw zwabia gołębie, a potem je płoszy.

- Staś tylko tak się bawi – odpowiadam.

- Ładna mi zabawa – ona na to – w dręczenie ptaków. Przecież to dziecko wyrośnie na mordercę zwierząt! Pomyślałaś o tym?

- Nie wyrośnie. Nie robi gołębiom krzywdy. Popatrz już odleciały, bo skończyła się bułka, a nie dlatego, że Staś je skrzywdził.

Idziemy dalej alejką okoloną niskim murkiem. Staś lubi wchodzić na ten murek, co z resztą z dnia na dzień lepiej mu wychodzi. Naprawdę jestem dumna z mojego wnusia, ale Iwona widzi to inaczej:

- Nie powinien tego robić. Do chodzenia jest alejka. Dzieci od małego trzeba uczyć zasad prawidłowego zachowania. Jak mu będziesz na wszystko pozwać, to ani się obejrzysz jak wdrapie się na parapet okna na jakimś parterze, wybije szybę i obrabuje staruszkę, na przykład w twoim wieku.

- Chyba przesadzasz – odpowiedziałam, już trochę żałując, że zabrałam ją na ten spacer.

Doszłyśmy do placu zabaw. Myślałam, że usiądziemy sobie na ławeczce, pogadamy, a Staś pobawi się w piaskownicy, co zresztą bardzo lubi. No i rzeczywiście. Od razu pobiegł do piasku, padł na kolanka i zaczął rączkami kopać dołek. Podałam mu łopatkę i inne zabawki zadowolona, że moje Słoneczko znalazło sobie przyjemne zajęcie. A Iwona:

- Będziesz musiała umyć mu rączki. Skąd możesz wiedzieć, że ten piasek jest czysty. Na pewno kot do niego nasikał. No i zobacz co on zrobił ze spodenkami. Są całe w piasku. Będziesz je musiała uprać.

- Mamy pralkę – odburknęłam już całkiem zła.

- I dlatego nie uczysz dziecka zachowywania czystości? Chcesz żeby wyrosło na brudasa? Wiesz czym grozi nie mycie rąk?...itd.

Naprawdę miałam dosyć. Chciałam powiedzieć Iwonie, żeby sobie już poszła, że mam dość jej pouczeń, ale jakoś nie mogłam się na to zdobyć. Jednak, gdy następnego dnia zadzwoniła, pytając o której idę na spacer,  skłamałam, że Staś przeziębił się więc na razie siedzimy w domu. Obiecałam, że dam znać, gdy wnuczek wyzdrowieje. Ale nie chcę dzwonić. Nie chcę z nią spacerować, tylko jak mam jej to powiedzieć? Na tym właśnie polega mój problem, Szanowny Dziadku. Co Ty byś zrobił na moim miejscu? Pokłócił się z nią? Bo przecież ona nie ma racji.

Alina

 

Droga Alino

 

Kłótnia nie ma sensu. Nic nią nie wskórasz. Twoja koleżanka niech nadal pozostanie koleżanką, ale współczuję Ci takich koleżanek. Tak sobie myślę, że jest ona starą panną w dodatku zgorzkniałą. Ciekawe jak jest u niej w domu? Czy wszystko czyściutkie, poukładane pedantycznie, itd?

Postępujesz (moim zdaniem) ze Stasiem prawidłowo. Dzieciom trzeba dawać sporo „wolności”, lecz lekko je kontrolować z boku. Nic jednak na siłę, bo można w nich wyrobić rozmaite kompleksy, a nie ma nic gorszego, jak zakompleksiony dorosły człowiek (a w takiego się zamienia niestety dziecko). Taka właśnie jest Twoja koleżanka. Pewnie ją rodzice lub słodka babunia pouczały właśnie. Postępuj tak jak dotychczas i będzie OK., a koleżanek zbytnio nie słuchaj. Gdyby Stasio strzelał do gołębi z procy to powinnaś interweniować, a płoszenie przez jednorocznego "biegnącego" Stasia... Dobrze zrobi tym tłuściochom trochę ruchu. Piaskownice czystością nie grzeszą to fakt, ale żeby od razu koty? Siki kocie? Jeśli, to raczej ludzie są winni stanowi piaskownic, a nie koty. Ja wychowałem się w gruzowiskach Szczecina i granaty oraz rozmaite niewybuchy nie były mi obce, że o innej broni palnej, której było pod dostatkiem nie wspomnę. Ojciec wiedział, że na smyczy mnie nie uwiąże, pouczał i owszem, czym może grozić zabawa granatem, ale mnie w domu nie zamykał. I co? Żyję dzięki Ojcu, a chodzenie po murku? Toż to pan „Pikuś”. Każdy „prawdziwy facet” chodził po murku i czasem z niego spadał. Tak to już jest, ale żeby od razu z tego powodu obrabowywać staruszkę, czy wybijać szyby? Trzeba dziecko edukować i owszem, ale nie sposobami Iwonki. Twoje metody są OK. Tak trzymaj! A Iwonki na spacery nie zabieraj. Powiedz, że Stasio się jej boi…

 

Zrzędliwy dziadek

Funio


{{[{{

Poprawiony: czwartek, 09 stycznia 2014 11:19